Social media na roślinach

c3xXj9eBkz0

Ten tydzień w wegańskich mediach społecznościowych został zdominowany przez informację, że Fitnesska na roślinach nie jest już 100% na roślinach, ale również na zwierzętach, które są karmione roślinami (grass-fed).

Oto kilka niepowiązanych ze sobą myśli, które nasunęły mi się w związku z tą sytuacją.

Czy możemy oceniać wybory żywieniowe osób, które są chore? Moim zdaniem – nie. Nie umiałabym spojrzeć w oczy komuś, kto cierpi na schorzenie, którego ja nie doświadczam i powiedzieć, że ma zacisnąć zęby i iść do przodu. Taka postawa wydaje mi się bardzo arogancka. Co więcej – nie uważam, żeby stosowne było nawet oczekiwanie od innych osób, że skoro ja daję radę to ktoś inny też może. Nasze możliwości radzenia sobie z przeciwnościami są różne, nawet jeśli przeciwność jest taka sama. Możemy cierpieć na dokładnie tę samą przypadłość, ale różnić się cechami charakteru, dochodami, miejscem zamieszkania i dziesiątkami innych rzeczy, które mają duży wpływ na to jak łatwo lub trudno pewne rzeczy będą nam przychodzić.

Nie da się przekonać drugiej osoby do zmiany diety. Nie ma uniwersalnych argumentów, a próba wywierania nacisku wywołuje opór i skutek jest zupełnie odmienny od oczekiwanego.

Większość osób wróci do jedzenia mięsa. Statystyki na obecną chwilę są nieubłagane – mniej więcej 75% osób, które przeszło na dietę wegetariańską wróci już w ciągu pierwszych kilku lat to jedzenia mięsa. Niektórzy twierdzą, że etyczne powody zmiany diety zabezpieczają przed taką zmianą, ale w tej kwestii badania nie są jednoznaczne. Wiele wskazuje na to, że zarówno osoby, które przeszły na wegetarianizm z powodów zdrowotnych, jak i z powodów etycznych, mają mniej więcej taką samą szansę na utrzymanie swojej diety. Zamiast frustrować się tym, że kolejna osoba zaczyna jeść mięso, zacznijmy działać na rzecz tworzenia świata, w którym łatwiej będzie nie jeść mięsa.

Wegetarianie stanowią silną grupę w mediach społecznościowych. Jest to siła, która działa jak sprawna dźwignia dla osób i firm, które chcą działać w zgodzie z wartościami wyrażanymi przez tę grupę. Wegetarianie są zainteresowani nowymi markami wegetariańskimi, przekazują sobie o nich informacje i wspierają firmy dlatego (i często tylko dlatego), że te firmy są wegetariańskie. Dopóki konkursy na najlepsze knajpy i blogi będą rozstrzygane przez głosy użytkowników, to weganie i wegetarianie zawsze będą na podium.

Jeśli jednak jakiejś marce zacznie się nagle wydawać, że ludzie lubią ją przede wszystkim za (samodzielnie postrzeganą) jakość czy inne cechy i zrezygnuje z wegetariańskiej dźwigni, może bardzo łatwo przekonać się, że środowisko, które wcześniej ją wychwalało, stanie się jej największym wrogiem. Wniosek? Oparcie się na wegetariańskich wartościach może być kluczem do Twojego sukcesu, ale jeśli zdecydujesz się z niego skorzystać, to nie ma już odwrotu. Jak dla mnie to dalej całkiem dobry układ.

Ludzie mają prawo domagać się informacji od osób, które wypowiadają się z pozycji autorytetu. Szczególnie na tematy, w których dana osoba jest (?) autorytetem. Jeśli Fitnesska podpisuje się jako dietetyczka i w ten sposób przyciąga osoby, które obserwują i promują jej profil (bo nie jest to tylko bierne obserwowanie, prowadząc działania w social media nastawiamy się na rozpowszechnianie informacji przez użytkowników, zaangażowanie, itp.), to sensowna, merytoryczna i naukowa informacja na temat drastycznej zmiany diety mieści się moim zdaniem w minimum uczciwości i przyzwoitości wobec osób, które ją wypromowały.

W obecnych czasach kiedy coraz częściej jesteśmy firmami jednoosobowymi, ciężko jest oddzielać pracę od życia prywatnego. Rozumiem, że dietetyczka eksperymentująca na sobie i opisująca efekty tych eksperymentów ma poczucie, że pytania osób obserwujących jej profil odnoszą się do jej spraw prywatnych, a nie zawodowych. Mam jednak poczucie, że w tej sytuacji jest to jednak indywidualna decyzja osoby kreującej markę i uprawiającej dany zawód. Można prowadzić ciekawy profil dietetyczny czy trenerski pisząc o swoich podopiecznych (np. zmieniając istotne dane osobowe). Wówczas ludzie będą zadawać pytania o konkretne przypadki, a nie o prywatne doświadczenia.

Ludzie pytają, bo obserwują profil właśnie po to, żeby móc pytać. Social media są po to, żeby komunikacja działała w dwie strony. To nie jest sytuacja w której jedna osoba ma mikrofon i może słyszeć tylko kiedy inni klaszczą.

Używaj mediów z głową. Zdaję sobie sprawę, że uwagi na tematy prywatne nie są przyjemne. Sama staram się tego nie robić i dziwię się osobom, które czują, że każda ich myśl na temat wyglądu czy decyzji innych osób musi być wypowiedziana, i to publicznie (w internecie, na ścianie). Nie chciałabym też, żeby to zabrzmiało w stylu każdy “sam się o to prosi”. Mam jednak poczucie, że sporo osób pisze raz za razem w mediach społecznościowych o rzeczach tak bardzo prywatnych, że wydają się wysyłać zaproszenie do naruszania granic swojej prywatności. Dystans między sobą i czytelnikami wyznacza głównie osoba pisząca bloga lub prowadząca profil na mediach społecznościowych.

Media społecznościowe to rozmowa, która nie zawsze będzie toczyła się po myśli osoby, która akurat podrzuciła dany temat. Jeśli zaczynamy rozmowy z grupą nieznajomych osób na tematy intymne, to musimy mieć pewną odporność, żeby zmierzyć się z ich reakcjami. Zawsze istnieje też alternatywa pisania o swoich pasjach i zainteresowaniach w sposób bardziej bezosobowy.

Stańmy po stronie nauki. Zawsze. Tutaj muszę przyznać, że sama się nie popisałam, bo wedle mojej nieprofesjonalnej (:p) oceny, na profilu Fitnesski zawsze było trochę wpisów, które zahaczały o jakieś światy alternatywne. Skoro jednak nie widziałam żadnych zdecydowanych wpisów, w których opowiedziałaby się po stronie zabobonów, to uznałam, że nie będę wnikać. Teraz, kiedy Fitnesska zaczęła jeść mięso, jej pogarda dla medycyny opartej na badaniach dała o sobie znać bardzo dobitnie.

Myślę, że jako środowisko powinniśmy zacząć dużo wcześniej i dużo bardziej zdecydowanie występować przeciwko osobom, które z pozycji autorytetów (lekarz, dietetyk, itp.) mówią rzeczy, które przeczą wiedzy naukowej. Jeśli ktoś będzie namawiał do bezsensownych diet czy sposobów leczenia, albo będzie odradzał szczepienia, które mogą uratować życie, to powinniśmy zadbać, żeby takie osoby trzymały się jak najdalej od naszego środowiska i żeby nie były w stanie wypowiadać się w jego imieniu w pozycji autorytetu. Na przyzwalaniu na opowiadanie bajek z serii medycyna alternatywna daleko na zajedziemy.